wtorek, 23 września 2014

Olivier.. Oliver Sykes

 Jak zwykle zajęliśmy nasze trzy ostatnie miejsca od okna. Szkoła Hugfiled była jedną z najnowocześniejszych szkół w mieście. Uczyło się w niej, zaledwie około sześćdziesięciu uczniów, ze względu na wysokie koszty. Każdy rocznik miał po dwie klasy, a w nich nie więcej niż dziesięcioro uczniów.
Nasza sala była wyjątkowo ładna. Każdy miał wypolerowane, nowiutkie, małe biureczko z jasnego drewna i bardzo wygodne, miękkie krzesło do kompletu. Uczniowie co roku dostawali nowe tablety z aplikacjami potrzebnymi w szkole, a wypracowania pisano na laptopach, które były na każdym biurku. Praktycznie nie nosiliśmy książek. Na cały rok mieliśmy może trzy, które i tak schowane były w naszych szafkach na korytarzu.
 Po nudnej prezentacji o historii Stanów, do klasy wpadł zmachany chłopak. Był wyjątkowo bardzo szczupły, ale nie to przykuło największe zainteresowanie. Przez wyciętą koszulkę Chicago Bulls z numerem 23, było widać jego tatuaże, które oplatały go od szyi do pasa. Miał rozczochrane, brązowe włosy, strasznie chude nogi i było w nim coś..
Do szkoły z takimi tatuażami? Tutaj nikogo to nie obchodziło. Każdy z dzieciaków był tak nadziany i miał rodziców na tyle na wysokich stanowiskach, że nauczyciele nic się nie odzywali. Nie mogli. Jeśli rodzic się zgodził, to co on ma do tego. To był także jeden z większych plusów Hugfiled.

-O! Pan Sykes! Bardzo mi miło! Ja jestem profesor Wesley. Prowadzę wykłady na temat historii.
-Witam, witam - odparł znudzony chłopak i zajął ostatnie miejsce przy ścianie.
Widać było, że był lekko speszony i czymś zdenerwowany. Z zaciekawieniem wpatrywałam się w jego niezwykłe tatuaże. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Gdy wyczuł, że go obserwuje, popatrzył mi prosto w oczy. Czym prędzej odwróciłam wzrok, ale kontem oka widziałam, że lekko się uśmiechnął.
-Jakiś dziwny trochę, nie? - Cameron odchylił swoje krzesło do tyłu i niemalże położył się na mojej ławce.
-Zgadzam się z tym przystojniakiem - Nash parsknął śmiechem, a Cameron rzucił w niego długopisem.
-Wiesz.. Co jak co, ale przy mnie nie masz szans - odpowiedział, po czym obydwoje nie mogli wytrzymać ze śmiechu.
Kochałam ich za to. Zawsze jak byli razem, śmiali się z niczego. Czasem zastanawiałam się, czy mama nie miała trojaczków.
-Obydwoje jesteście po prostu mega przystojniakami - podsumowałam z uśmiechem.
-Ale ten nowy wcale nie jest dziwny. Jest po prostu inny - dodałam.
-A to z jakiego filmu? - zapytał drwiąco Cameron.
Lekko go popchnęłam i uśmiechnęłam się.
Nigdy nie gniewałam się ani na brata, ani na Nash'a. Tym bardziej oni na siebie. Było to tak, jakbym obraziła się sama na siebie, a to przecież byłoby bez najmniejszego sensu. Dla nich mogłabym zrobić wszystko.

Podczas przerwy, poszliśmy na stołówkę, by w spokoju coś przekąsić. Nash i Cameron pobiegli do baru po jakieś słodycze (jak to mieli w zwyczaju), a ja zawsze im podjadałam i wychodziłam na tym najlepiej. W pewnym momencie ktoś się do mnie przysiadł. Uniosłam wzrok spod telefonu i ujrzałam jakąś sztuczną laleczkę. Miała kręcone blond włosy, błękitną, krótką sukieneczkę i różową torbę.. Podróba Chanel?
-Hej słońce! - przywitała się, jakbyśmy znały się od urodzenia.
-Cześć.. - odpowiedziałam oschle.
Tak, jak przeczuwałam chodziło jej o mojego brata, albo Nasha. Zaczęła dopytywać się, który z nich jest moim chłopakiem. Nawet nie wiedziała, że Cameron to mój brat.. Bliźniak! Jak można było tego nie wiedzieć?! Albo chociażby zauważyć?! No błagam..
-To nie twój interes.
-Ale który jest twój? To największe ciacha w szkole! Ty to masz fajnie.
-Tak wiem, dziękuję - powiedziałam bez najmniejszego entuzjazmu.
 Gdy obydwoje wrócili do stolika z paczkami słodyczy, popatrzyli na nową 'koleżankę' dziwacznym wzrokiem i oznajmili, że chcą się najeść w swoim gronie. Mimo to zauroczona i zakochana laleczka puściła do każdego z nich oko i odeszła. Oni parsknęli śmiechem i zaczęli się objadać.
Trzeba było przyznać, że geny mięliśmy te same. Mogliśmy jeść ile chcemy, a wyglądaliśmy jak chuderlaki. Całą trójka.
Rozglądając się po sali, zauważyłam Oliviera. Pffu! Olivera. Siedział sam i zapatrzony był w telefon. On to dopiero wyglądał, jak dziecko z.. Jak to się mówi? Etiopii. Właśnie.

-Nash śpisz u nas?
Staliśmy już przed szkołą. Zajęcia w Hugfiled zawsze trwały krótko. Najwięcej mieliśmy tu pięć godzin. Kolejny plus!
-Spoko - odparł i popchnął Camerona, by jako pierwszy, wejść do samochodu.
-No ruchy, ruchy - otworzył szybę obok kierowcy, oparł się o drzwi łokciem i założył nowe Ray-Ban'y.
Razem z bratem parsknęliśmy śmiechem, a po chwili Cammy zabrał Nash'owi okulary i sam założył je na nos.
 Gdy wsiałam do auta, zauważyłam wychodzącego ze szkoły Olivera. Tak, Oliver, nie Olivier. Czekał na kogoś. Widać było, że większość osób, nie mogło napatrzeć się na jego rysunki. Trzeba było mu przyznać, były wyjątkowe.
Znowu chyba zbyt bardzo się przyglądałam. Odwrócił się w moją stronę i lekko się uśmiechnął. Kąciki moich ust także uniosły się do góry. Dziwne... Nigdy nie reagowałam tak na nowych. Byłam dla nich oschła. Coś było nie tak.

Rozdział króciutki, ale wiadomo.. Rok szkolny i masa roboty. Masakra.. 
Mam nadzieję, że nie przynudzam i chociaż troszeczkę was wciągnęło :)
Czekam na komentarze!! I wielkie dzięki za czytanie ♥ Jesteście kochani no ^.^


czwartek, 18 września 2014

Laura, Lulu, Lora... [...]

-Hej Lulu!
Laura, Lulu, Lora, Laurcia, Lurcia, Laurka. Każdy w szkole wołał na mnie inaczej. Ale szczerze mówiąc, uwielbiałam jak ktoś przekręcał moje imię. Nawet nauczyciele mieli swoje ulubione. Tak samo w stosunku do Camerona. Z tym, że na niego mówią Cammy. A raczej mówię ja, mama... I to w sumie tyle. Może to dlatego, że każdą dziewczynę, która tylko się do niego zbliżała, obarczałam morderczym wzrokiem, więc nie dość, że boi się podejść, to co dopiero zdrobnić jego imię. Ale to nie dlatego, że taki mam kaprys. Egoistka. Wcale nie. Po prostu rok temu, nijaka Katy Brown go rzuciła. I to nie w sposób typu: 'Przepraszam cię Cameron, mam zbyt dużo na głowie', czy 'Bardzo mi przykro, nie chcę ciebie zaniedbać, a nie mam zbyt dużo wolnego czasu.. Będzie mi ciebie brakowało'... Ona podczas wiosennego balu, na który pierwotnie miała iść z moim bratem, zupełnie go olała i przy ludziach narobiła mu wstydu, obściskując się z innym. Myślałam, że pęknie mu serce, tak jak i mi. Gdy on cierpi, ja też.
W każdym razie Katy dostała za swoje. Gdy jej ojciec dowiedział się o wszystkim, kazał jej publicznie przeprosić mojego brata, podczas apelu dla uczniów. (Wtedy każdy uczeń może wyrazić co mu się podoba, co nie, czy po prostu coś ogłosić.) W dodatku została obrzucona samolocikami z papieru. Było to trochę dziecinne, ale śmieszne. Na koniec złamał jej się obcas. Pff.. Nash to nawet nagrał. Właśnie.. Nash..
-Hej Nash! - delikatnie się przytuliliśmy.
-Cameron! Stary! - obydwoje zaczęli się śmiać i poklepali się po przyjacielsku.
 Nash był naszym najlepszym przyjacielem. Uwielbialiśmy się razem wydurniać, oglądać filmy, po prostu - być razem. Nash miał nawet swój własny pokój u nas w domu. Luksusowy, wysoki na 250 metrów, cały przeszklony, apartamentowiec z widokiem na całe miasto. Nasz apartament był dwupoziomowy, na najwyższym piętrze. Ponoć największy. Cały urządzony w nowoczesnym stylu, przez architekta, który od lat przyjaźnił się z mamą. Każdy pokój był przeszklony i pomalowany na jasne barwy. Zaczynając od białego, który przeważał szczególnie w dolnej części, kończąc na 'kawie z mlekiem' w sypialniach. Pierwsze piętro obejmowało ogromny salon, z wielkim, cieniutkim, powieszonym na ścianie telewizorem, wokół którego stały skórzane sofy i fotele, szklany stół i karmelowy, puchaty dywanik. To właśnie do tego pokoju wchodziło się przez mały korytarzyk z drzwiami wejściowymi. Po lewo, znajdowała się odsłonięta kuchnia, z białymi, lśniącymi od czystości meblami i wbudowaną lodówką oraz kuchenką najnowszej generacji. Te dwa przestronne pomieszczenia, przedzielał jedynie długi stół na dziesięć osób. Po lewo natomiast stały kręcone, ale dość szerokie schody, a przed nimi łazienka. Okrągła wanna stojąca po środku, sprawiała wrażenie, jak z jakiegoś romantycznego filmu. Spokojnie zmieściłyby się w niej ze cztery osoby. To było raczej.. Jacuzzi? Ale wiem jedno. Wieczorem, można tam siedzieć godzinami i przyglądać się światłom Nowego Jorku. Na szczęście byliśmy tak wysoko, że nie było opcji, by ktoś nas podglądał. Jednak mama zainwestowała w specjalne okna, by móc widzieć tylko od środka. Piękne lustra, umywalka i szafeczki. Tak, to było to. Z Cameronem mieliśmy prawie identyczne łazienki, z tym, że mieliśmy mniejszą wannę. Dlaczego? Nie wnikam. To łazienka mamy i jej partnera. Nie moja sprawa. Obok łazienki było jeszcze biuro mamy, które było najmniejszym pomieszczeniem. Delikatne białe biurko, a na nim laptop, sterta katalogów, papierów.. No i oczywiście skórzany fotel i manekin na którym zawsze wisiało kilkanaście ubrań. Na górze było sześć pokoi (plus trzy garderoby). Szło się jasnym korytarzem, który pomiędzy drzwiami miał wbudowane akwaria. Jedno było nawet z meduzami. To pomiędzy moimi drzwiami, a Camerona. Kochaliśmy na nie patrzeć. Są takie delikatne, spokojne. Pierwsza była garderoba mamy i jej chłopaka(?) Raczej tam nie bywałam. Następna była ich sypialnia. Ogromne łoże z baldachimem, wielkie dwie lampy i małe stoliczki (do kompletu), milutki dywan i kupa poduszek. Dalej był pokój, Camerona. Ogromne łózko, także masa poduszek, poniekąd porozrzucane ubrania, szklane biurko, a na nim zawsze otwarty laptop i jakieś książki, wielki telewizor na ścianie.. A! No i ze trzy konsole. Po lewo były drugie drzwi, które prowadziły do jego 'ukochanej' garderoby. Niestety w tych sprawach, z mamą nie da się wygrać. Tak jak wspominałam, za akwarium były drzwi od mojego pokoju. Za wiele nie różnił się od Camerona. Może tylko kolorem pościeli (wolałam białą, a on błękitno-białą), albo konsolami.. Ja ich nie miałam. Za to mama postanowiła wyposażyć mnie w ozdobną toaletkę z podświetlanym lustrem. Obok niej po prawo były także drzwi do garderoby. Dalej był tak zwany pokój 'Nash'a'. Zawsze jak do nas przychodził to spaliśmy tam we trójkę, a jak mieszkał u nas kiedyś miesiąc, to przywłaszczył sobie właśnie ten pokój. Był w sumie identyczny, jak mój i brata, tylko stało tam większe łóżko i dodatkowo sofa, większy telewizor i jakieś konsole, które pokupowali razem z Cameronem.  Trzeba przyznać, że nasza mama kochała Nash'a jak własne dziecko i działało to w dwie strony, bo w ogromnej willi z basenem Nash'a, także mieliśmy swój pokój. Nasze rodziny były bardzo zaprzyjaźnione i podobne. Jego mama była natomiast menadżerką gwiazd, i w odróżnieniu od nas, miał tatę, który pracował razem z mamą. Bardzo się kochali co było widać z kilometra. Tego mu zawsze zazdrościłam. Naprzeciwko były dwie łazienki, a obok druga sypialnia.. Po co? Sama nie wiem. Podobno służy ona do tego, że kiedy mama, czy jej partner wraca późno, to idzie tam spać by nie budzić drugiego.. Bez sensu. A! No i zapomniałam o jednym! Przy kuchni znajdował się mały pokoik Emily z łazienką. To tyle.

-Szczerze mówiąc, to już mam dosyć - kontynuował Nash.
-Jutro się zrywam.
-Zrywamy - poprawił go Cameron.
-Sorcia - jeszcze zaspany, wzruszył ramionami.
-W ogóle ma do nas dołączyć jakiś dwóch gości. Emm.. Olivier.. Nie.. Oliver? O tak! Oliver jakiś tam i Andy. Chyba.. Chyba Andy..
-O rany, serio? Nie lubię takich akcji - skrzyżowałam ramiona.
-Oj tam. Co się przejmujesz?! W szkole spędzamy najmniej czasu!
-W sumie racja - rozchmurzyłam się i objęłam Camerona i Nasha.
Takim właśnie sposobem, dotarliśmy na pierwszą lekcję.

Mam nadzieję, że chociaż troszkę się podoba. Jak na razie jest nudnawo, ale obiecuję, że to się zmieni ♥
Komentujcie, komentujcie, komentujcie, kochani bardzo Was o to proszę, bo nie wiem co sądzicie, a to dla mnie bardzo ważne :< 
I dziękuję wszystkim, którzy czytają bardzo bardzo ♥♥

piątek, 29 sierpnia 2014

Laura Rose

Elita Nowego Jorku. Piękni, popularni, obrzydliwie bogaci. Grupa nastolatków chodząca do jednej z najlepszych (czyt. najdroższych) prywatnych szkół. Mają wszystko, a fotoreporterzy nie mogą oderwać od nich obiektywów. Nowy bilbord przy Times Squre? Tak. To na pewno uczniowie prestiżowego liceum Hugflied.

-Laura! Śniadanie gotowe!
-Już idę Emily!

 Emily była naszą gospodynią od kiedy pamiętam. Praktycznie należała do naszej rodziny. Była ona starszą wdową, która po stracie męża chciała zacząć wszystko od nowa. Czy to osiągnęła? Trudno powiedzieć. Po prostu zostawiła całą rodzinę i 'przyłączyła' się do naszej. Chociaż, chyba tylko ja traktowałam ją jak kogoś więcej niż tylko gospodynię. No.. Może z wyjątkiem mojego brata. Brat bliźniak - upiorne, denerwujące, wszędzie się wtrącające stworzenie? Nie w naszym przypadku. Cameron był częścią mnie. Dopiero razem byliśmy całością. Gdy ja spadłam z roweru - jego bolała ręka, a gdy dostał piłką - ja miałam na nodze siniaka. Może nie dosłownie, ale coś w tym było. Ponadto był najprzystojniejszym siedemnastolatkiem w całym Nowym Jorku. Zawsze nosił ubrania z najwyższej półki. Koszule? Tylko Giorgio Armani. Spodnie? Tylko Dolce & Gabbana. Nie zapominając o perfumach. Calvin Klein. Do tego te poczochrane, kasztanowe włosy, idealny, biały uśmiech, piękne rysy twarzy i idealna sylwetka. Tylko cały problem tkwił w tym, że jemu na tym nie zależało. Gdy mamy nie było w domu, zakładał zwykłą, pogniecioną koszulkę i zwykłe, wąskie spodnie. Właśnie. Nasza mama. Jedna z najlepszych stylistek gwiazd. Ubierała i czesała wszystkie gwiazdki show biznesu. Zaczynając od Timberlake'a, kończąc na tych wszystkich boysband'ach, które rządzą wśród nastolatek. A tata? Mama ciągle zmieniała partnerów, jak to w takim środowisku bywa. Jej najdłuższy związek jaki pamiętam, to romans z jednym z najlepszych modeli Giorgio Aramini. Jak weszłam wtedy do domu, myślałam, że mam jakieś zwidy. A tutaj niespodzianka! Tak, Wouter Peelen, mieszka z nami już od pięciu miesięcy. Trzeba przyznać, że jest niezły. Ale nie wiem co jest gorsze. To, że uważam, że chłopak mojej mamy jest bardzo przystojny, czy to że mama mówi czasem to samo o moich partnerach. Trzeba jej przyznać, że status matki przydzieliła sobie dosyć wcześnie, bo już w wieku ledwo skończonych dwudziestu lat. A może nawet nie? Babci to jednak nie przeszkadzało. Dziadek był jednym z najlepszych prawników w całym stanie, a jego żona była równie wspaniałą sędzią. Ich córka 'uczyła się' w domu, miała wszystko i tak naprawdę nie musiała robić w tym kierunku nic. Pytanie tylko brzmiało: Kto był naszym tatą? Mama nigdy nam tego nie powiedziała, a tym bardziej ktoś inny z rodziny. Czy chociażby plotkarskie gazety. Zazwyczaj odpowiedz brzmiała, że nie był to nikt o kim warto wspominać, albo wolał sławę i pieniądze niż rodzinę. To drugie mówiło więcej. Był sławny i bogaty.. No i koniecznie musiał być przystojny. Czyli?

-Laura! Kochanie, zaraz przyjedzie William!
-Już, już! - krzyknęłam, zakładając drugiego buta z najnowszej kolekcji Gucci.
 Śliczne, czarne botki, idealnie pasowały do dżinsów Victorii Beckham, a do tego ten uroczy płaszcz Chanel. Szybciutko ułożyłam delikatnie podwinięte lokówką kasztanowe włosy (identyczne jak Cameron) i zeszłam na dół. Równie modnie i firmowo ubrany brat, pałaszował już naleśniki z cukrem pudrem.
-Szyłaś te ubrania, czy co? Ile można się szykować? - delikatnie się uśmiechnął.
-Chcesz naleśnika? Bo ja to już chyba nie mogę.. - westchnął.
-Jasne, dzięki.
Czym prędzej zjadłam śniadanie i wypiłam pyszną kawę z mlekiem.
-Emily, nie wiem jak ty to robisz. Nigdzie nie ma tak dobrej kawy.
 Starsza pani uśmiechnęła się i delikatnie mnie objęła.
-Dodaje tam taki tajny składnik, ale nie mogę ci go zdradzić. Ewentualnie zrobię to, jak w końcu z bratem pojedziecie do szkoły, bo zaraz się spóźnicie.
 Odwzajemniłam uśmiech, chwyciłam Camerona za rękę i pobiegliśmy do samochodu. Oczywiście nie przeciętnego Mercedesa, czerwone Lamborghini królowało, wśród naszych znajomych.
-Cześć Will - uśmiechnęliśmy się do kierowcy.
-Witam, witam. Do szkółki, czy może dzisiaj wolne? - zaczął się śmiać.
-Wczoraj było rozpoczęcie, wypadałoby chociaż jeden dzień być - odparł Cameron.
-Ale za to jutro możemy jechać na kawkę - dodałam.
-Jak tam sobie życzycie.

 Nowy Jork nawet o tej porze był zatłoczony. Zawsze trzeba było wyjeżdżać dużo wcześniej, by gdziekolwiek zdążyć. Mimo to, kochałam to miasto. Było dla mnie domem i chciałam, żeby już zawsze tak zostało.
-Słyszałem, że paru nowych uczniów ma zostać dołączonych do drugich klas.
-Jeny.. Serio? Nie chce, żeby ktoś nowy przypałętał się do nas - burknęłam.
Nie dość, że nienawidziłam szkoły i poznawania jakiś egoistycznych, próbujących się wywyższać uczniów Hugfiled, to jeszcze ciągle ktoś nowy dołączał do naszej klasy... Chociaż szczerze mówiąc, uwielbiałam przechodzić tamtejszym, głównym korytarzem, razem z Cameronem i naszą grupką. Wszyscy patrzyli się na nas, jak na wybiegu, a my się tak też czuliśmy.